Kiedy przed moimi oczyma pojawia się nazwisko Jan Andrzej Morsztyn, drżą mi dłonie. Utrącam kilka kropel kawy. Niestatek poety pachnie egzotycznym aromatem. Serce zaczyna bić coraz szybciej i szybciej. Litery stają się niewyraźnie, rozmazane... Rozkosz, czysta rozkosz płynie z lektury jego poezji.
Jak już zdążyliście się zorientować, dzisiejszy wpis będzie dotyczyć poezji światowych rozkoszy. Głównym jej przedstawicielem jest Jan Andrzej Morsztyn. Warto pamiętać o jego imionach, ponieważ w baroku mamy do czynienia z innym Morsztynem - Zbigniewem. Niemniej, Jan Andrzej był niezwykłym wirtuozem słowa. Swoje utwory kierował głównie do elity, która była w stanie odebrać żart, koncept zawarty w wierszu. A warto pamiętać, że niemal każdy z nich nosi w sobie pomysł wywołujący na twarzy czytelnika zdumienie, zachwyt, a czasem wręcz niedowierzanie. Pojawia się zatem pytanie: jak on to robił?
Cóż... Spójrzmy na wspomniany już Niestatek. Utwór ten można podzielić na dwie bardzo nierówne części. W pierwszej poeta wymienia, posługując się anaforą, paradoksy, rzeczy absolutnie niemożliwe do zrealizowania, jak: zamknięcie wiatru w worze, zalanie wulkanu łzami, śpiew niemego, prawdomówność poety itp. W drugiej części stanowiącej jeden ostatni wers Morsztyn stwierdza, że wszystkie te rzeczy są bardziej możliwe niż to, że kobieta przestanie być zmienną, tj. "będzie stateczną". Warto zauważyć, że owych paradoksów jest aż 15 wersów; oznacza to, że czytelnik czyta te 15 linijek nieświadom konkluzji, do której dąży poeta. Dopiero na koniec zostaje zaskoczony stwierdzeniem wspomnianym powyżej przeze mnie.
J.A. Morsztyn umiał jednak pisać o kobietach nie tylko zgryźliwie (i tak żadna nie miała mu tego za złe, ze względu na jego kunszt!), ale także pięknie. Wystarczy spojrzeć na wiersz pt. O swej pannie, w którym porównuje biel płci swojej panny do alabastru z Karrary, mleka, łabędzia, perły, śniegu, lilii... po czym stwierdza, że jest ona jeszcze bielsza niż wszystkie te najbielsze przedmioty świata. Warto pamiętać, że są to czasy, gdy bladość cery była cechą bardzo pożądaną. Opaleni byli ci, którzy pracowali na powietrzu, tj. chłopi, plebs.
Zdaje się jednak, że poeta wolał być uszczypliwym wobec płci pięknej, o czym świadczy wiersz Do jednej. Jest to utwór, który można odczytać na dwa sposoby, które wyjaśnię na przykładzie dwóch pierwszych wersów:
Nie dziwna to u mnie, pani,
Że cię każdy, kto zna, ga - lante wspomina;
Sposób pierwszy polega na przeczytaniu w ciągu fragmentu oddzielonego dywizem. Wypowiadając jednak na głos ów drugi wers, zawsze odczujemy, że coś tu jest nie tak... I w ten sposób dochodzimy do drugiej możliwości, gdy odrzucamy to, co jest po dywizie i dodajemy końcówkę tworzącą rym z ostatnim wyrazem w wersie pierwszym:
Nie dziwna to u mnie, pani,
Że cię każdy, kto zna, gani;
Zachęcam do przeczytania tego utworu, bo można się uśmiać, porównując jego wydźwięk jakże różny w zależności od wyboru wersji odczytania.
Jednak, moim ulubionym utworem, kiedy mowa o Morsztynie, jest sonet Na krzyżyk na piersiach jednej panny. O tym wierszu można byłoby mówić godzinami, ale podpowiem Wam, jak pięknie można go czytać. J.A. Morsztyn postanawia grać z czytelnikiem rozumieniem krzyża jako ozdoby spoczywającej na odsłoniętym dekolcie pewnej panny oraz krzyża jako symbolu zbawienia. Niemniej, przy takim lawirowaniu między dwoma znaczeniami wszystko staje się dwuznaczne. Kalwaryja jest wzniesieniem i owym dekoltem. W pierwszym rozumieniu daje ona wolność, ale w drugim - wsadza do więzienia poprzez uczucia, myśli, które budzi. Mężczyzna nie może się z niego uwolnić, chce brnąć dalej w tę sytuację: chce być na krzyżu pasją (tu wieloznaczność: pasja jako cierpienie, Męka Pańska oraz pasja jako namiętność) i krucyfiksem do wytchnienia. Morsztyn bynajmniej nie ma na myśli cierpienia... a raczej całkowitą rozkosz. Potwierdzają to dalsze wersy:
A tam [na krzyżu] nie umrę, bo patrząc ku tobie,
Już obumarła nadzieja mi wstaje
I serce rośnie rozgrzane piersiami.
Jak łatwo się domyślić, poeta ma się znaleźć na krzyżu-ozdobie poprzez zbliżenie z ową panną. Niemniej, najbardziej zaskakująca jest pointa sonetu:
Nie dziw, że zmarli podnoszą się w grobie,
Widząc, jak kiedyś, ten, co żywot daje,
Krzyż między dwiema wystawień łotrami.
To właśnie tu najwyraźniej widać grę między znaczeniami krzyża. Krzyż-symbol zbawienia znajduje się jako ozdoba między dwoma łotrami, tj. piersiami owej panny.
Jak widzicie, J.A. Morsztyn lubił zabawę słowem, znaczeniem, rozumieniem... Lubił droczyć się z czytelnikiem. Żeby jednak ta zabawa, gra osiągała efekty, czytelnik musiał być wykształcony i musiał mieć poczucie dobrego smaku. Inaczej nie byłby w stanie docenić kunsztu poezji dworskiej uprawianej przez owego poetę. A Wy, czy doceniacie tę poezję?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz