8 marca 2020

Odsiecz nr 98 - Wpływ środków masowego przekazu na rozwój czytelnictwa

Temat niniejszej pracy jest tyle ciekawy, co niebezpieczny, bowiem niezwykle łatwo w jego wypadku popaść w swego rodzaju stereotypy, utarte frazesy, które w rzeczywistości nie wniosą nic nowego do dyskusji o wpływie środków masowego przekazu na czytelnictwo. Zatrzymamy się bowiem na poziomie emocjonalnych sądów zwolenników i przeciwników istnienia i funkcjonowania mass mediów, będziemy mnożyć przykłady ich katastrofalnego bądź zbawiennego wpływu na kształt społeczeństwa. Nie zadamy sobie trudu, by zbadać, dokąd rzeczywiście prowadzi ścieżka postępu technologicznego i jaki jest faktyczny wpływ mediów na czytelnictwo. A może się przecież okazać, że to właśnie ta droga doprowadzi nas do konstruktywnych i wartościowych wniosków.

1

Straszaki

    Zanim przejdę do omawiania owej innej ścieżki rozważań, chciałabym się zatrzymać na popularnych straszakach, które funkcjonują w potocznym rozumieniu kryzysu czytelnictwa. Nie mam oczywiście zamiaru podważać istnienia tegoż zjawiska; badania Biblioteki Narodowej w 2015 roku bardzo wyraźnie pokazały, że Polacy z czytaniem mają problem. Jak pamiętamy, w roku tym jedynie 37% społeczeństwa podjęło trud lektury choćby jednej książki. Po więcej niż jedną sięgnęło 27%... Sami bibliotekarze także dostrzegają kryzys. Anna Fałat – dyrektorka Biblioteki Miejskiej w Katowicach – w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” sama z niepokojem zauważa nieustanny spadek liczby czytelników trwający od dobrych dziesięciu lat. 

    Co takiego wydarzyło sie dekadę temu, że stopniowo zaczęliśmy odsuwać się od papierowych przyjaciół? Nieprofesjonalnie sięgnę do własnych wspomnień. Byłam wówczas uczennicą szkoły gimnazjalnej w jednym z największych miast Polski – w Poznaniu. Jak większość swoich rówieśników posiadałam w domu telewizor z całkiem rozbudowaną ofertą pięćdziesięciu kanałów, komputer przyłączony do Internetu, telefon komórkowy zdolny do napisania SMS i wykonania połączenia. W mojej rodzinie zawsze ceniono kulturę książki, choć nie nazwałabym swojego domu inteligenckim – ot, po prostu uważano, że warto czytać. I jestem skłonna przyznać, że niejeden dom w moim środowisku tak właśnie wyglądał. Niemniej, mam wrażenie, że od tego czasu zaszły ogromne zmiany zwłaszcza w dziedzinie technologii, które niewątpliwie wywarły wpływ nie tylko na stan czytelnictwa, ale kondycję człowieka w ogóle.

    Mass media rozrosły się dzięki szybkiemu łączu internetowemu, sieci bezprzewodowej, mobilności urządzeń. O ile dziesięć lat temu komputer stał niewzruszony w jednym pokoju, o tyle teraz możemy go nosić wszędzie... albo jego substytuty: smartfony i tablety. Ręce zajęte niegdyś książką, dziś dzierżą urządzenia elektroniczne. Łatwo zatem o prosty sąd, że mass media dostępne niemal wszędzie, stały się marnym substytutem książki, zjadaczem czasu... niestety, atrakcyjniejszym w swej formie od papierowej poprzedniczki. Sąd niewątpliwie prawdziwy, jednak niepełny, a właściwie – bardzo uproszczony. Wpływ środków masowego przekazu na czytelnictwo jest bowiem o wiele bardziej złożony, niż mogłoby się wydawać. Zanim jednak go omówię, postawmy sobie bardzo fundamentalne pytanie: czym jest czytanie? czym jest tekst?

2

Czytanie i tekst... to czytelnictwo?

    Podręczny słownik bibliotekarza określa czytanie jako ‘rozpoznawanie znaków pisarskich i łączenie ich w wyrazy lub większe jednostki znaczeniowe oraz kojarzenie ich sensu’ (w sensie psychofizycznym) oraz jako ‘rozumienie myśli zawartych w tekście, zapoznawanie się z jego treścią, czemu mogą towarzyszyć reakcje uczuciowe i wolicjonalne’ (w sensie psychologicznym). Oznacza to zatem, że czynność czytania łączy w sobie element techniczny i emocjonalny. Nie polega jedynie na formalnym łączeniu znaków, ale również na uzupełnianiu ich treścią; treścią mającą bardzo często charakter impresyjny; wywiera bowiem na nas jakiś wpływ. 

    Nie będzie żadnym odkryciem, jeśli napiszę, że czytanie odbywa się na tekście. Jednak tym stwierdzeniem docieramy do kolejnego newralgicznego punktu w owych rozważaniach; należy bowiem odpowiedzieć sobie na pytanie „czym jest tekst?”. Wbrew pozorom, nie jest to pytanie proste. Jako filolog poznałam wiele jego definicji tworzonych przez wybitnych polskich językoznawców. Sam wyraz tekst etymologicznie wywodzi się od łacińskiego słowa textus oznaczającego ‘tkaninę’, a będącego derywatem od czasownika tenere ‘tkać’; stąd podobieństwo tego wyrazu do leksemów tekstylia czy tekstura. Znaczenie łacińskiego słowa odnosi się zatem do pewnej całości językowej i wskazuje na jej wewnętrzną spójność, na powiązanie wewnętrzne elementów w niej występujących oraz na przeplatanie się tych elementów. Ostatecznie J. Bartmiński w Tekstologii stwierdza, że „że tekst jest zbiorem słów, a więc ma charakter werbalny, i jest większy od jednego słowa”. Warto przy tym dodać, że za tekst uznaje on zarówno komunikat ustny, jak i pisany. Z tego względu należy doprecyzować, że czytanie w rozumieniu bibliologicznym odbywa się tylko i wyłącznie na tekstach pisanych.

    Powyższe założenia nadal jednak nastręczają wątpliwości, bowiem skoro tekst jest większy od jednego słowa, to za czytanie można uznać śledzenie choćby nagłówków pierwszych stron gazet, statusów użytkowników portali społecznościowych, sloganów reklamowych itp. Okazuje się bowiem, że czytanie i tekst nie są równe czytelnictwu, a więc – jak podaje Podręczny słownik bibliotekarza – ‘1. czytaniu książek, gazet, czasopism itp. jako zjawisko społeczne. 2. zespołowi zagadnień związanych ze stosunkiem czytelnika do książki. 3. nauce o procesach czytelniczych i ich skutkach, wchodzącej w zakres bibliologii’. Jak ukazuje powyższa definicja, o ile czytanie stanowi czynność techniczno-intelektualną, o tyle czytelnictwo możemy uznać za swego rodzaju zjawisko, relację, zespół procesów. Jest to zatem pojęcie o wiele szersze od czytania, niemniej bardzo od niego zależne. Jak się bowiem okazuje, to zmiana charakteru czynności czytania pod względem jakościowym i frekwencyjnym ma znaczący wpływ na stan czytelnictwa.

3

Mass media – analfabetyzm mas?

    Po powyższych ustaleniach, powinniśmy zastanowić się, co jest najważniejszą zmianą dokonaną przez rozwój nowych mediów. Czy jest to występowanie nowych zjawisk społecznych – globalizacja, kultura „instant”? Czy jest to pojawienie się nowych możliwości? Otóż, okazuje się, że owa zmiana jest o wiele bardziej fundamentalna, a wszelkie inne przemiany są właściwie jedynie jej pochodnymi. Rozwój mediów masowego przekazu zmienił bowiem strukturę tekstu, a w konsekwencji także charakter czynności czytania. 

    Co to oznacza? Mianowicie to, że nowe media pozwoliły przenieść tekst utrwalony w sposób nieedytowalny na papierze w formę elektroniczną otwierającą możliwość wykonywania działań na tymże tekście. Idąc dalej, odbiorca nie tylko może tekst odczytać, ale także wejść z nim w interakcję poprzez różnego rodzaju czynności edytorskie (kopiowanie, wklejanie, przycinanie, podkreślanie, wstawianie odnośników, publikowanie). Co więcej, ta zmiana pozwala także na wchodzenie tekstu w relacje z innymi tekstami, co w konsekwencji stworzyło coś, co językoznawcy nazywają hipertekstem, a więc wielowymiarowym kompleksem tekstów złożonym z segmentów łączonych dowolnie przez czytelnika w każdorazowym akcie odbioru. Mamy z nim do czynienia każdorazowo, kiedy korzystamy z zasobów internetowych. Uruchamiając jeden link, przenosimy się do nowej strony, a wykonując tę czynność nieprzerwanie, w rzeczywistości tworzymy nieskończoną pętlę połączeń hipertekstualnych.

    Jaki wpływ na czytanie ma ta niezwykła transformacja tekstu w hipertekst? Jak zauważył Mirosław Konkel, przemiany w sferze medialnej „pozbawiają nas umiejętności skupienia uwagi, która ściśle wiąże się z czytelnictwem tradycyjnych książek”. Nieprzerwane pojawianie się nowych informacji, przechodzenie z pomiędzy kolejnymi tekstami, nieustanne bycie w gotowości do ich odczytywania zwyczajnie przekracza możliwości odbiorcze naszego mózgu. Innymi słowy, czynność czytania w dobie hipertekstu stała się o wiele bardziej wymagająca, angażująca ludzki umysł. Dzieje się tak nie tylko ze względu na wielość nowych wiadomości, ale także ze względu na szybkość ich powstawania. Odbiorca odczytuje zatem tekst szybko, nie wnikając w jego strukturę, ale koncentrując się jedynie na ogólnym przekazie. Nie wchłania tekstu jako całości, ale wyszukuje tzw. słowa klucze, które dają mu pojęcie o tym, co czyta. Idąc dalej, system hipertekstu wymusza wręcz na nim zajmowanie się nie jednym, ale wieloma problemami jednocześnie. W konsekwencji w umyśle odbiorcy pozostają oderwane od siebie urywki informacji, których nie sposób włączyć do pewnej wspólnej sieci skojarzeniowej. 

    Do przenikania się tekstów, należałoby dodać również zjawisko przenikania się różnych kanałów medialnych w ogóle, które nazywane jest zjawiskiem konwergencji. Polega ono na „wiązaniu i przenikaniu różnego rodzaju mediów. Owo przenikanie ma charakter wzajemnego wspierania się. Przykładem konwergencji jest pojawienie się pisma na ekranie telewizora”. Tym samym zmysł wzroku, za pomocą którego odbieramy niemal całość komunikatów ze świata, zostaje zaangażowany jeszcze bardziej w proces percepcji. Ze względu na brak wiedzy medycznej, nie jestem w stanie przytoczyć konsekwencji takiego stanu rzeczy, niemniej łatwo domyślić się, że w wypadku konwergencji wszelkie narządy wzroku są o wiele mocniej eksploatowane, niż w trakcie tradycyjnej lektury tekstu papierowego.

    Z powyższych krótkich rozważań może nasunąć się paradoksalny wniosek. Nowe media wymagają o wiele bardziej zaangażowanego odbiorcy niż tradycyjne; wyzyskują jego możliwości poznawcze i percepcyjne, działając na niego wieloma bodźcami; w konsekwencji doprowadzają do głębokich przemian w zakresie odbioru tekstów. Czytanie staje się czynnością dynamiczną, selektywną, szybką i niedokładną. Jest zaprzeczeniem dawnej, pogłębionej lektury analizującej nie tylko treść, ale także zjawiska konstrukcji tekstu czy jego powiązań intertekstualnych. Innymi słowy, rozwój technologiczny nie dźwignął czynności czytania na wyższy poziom, gdyż przekroczył możliwości wykonawcy czynności – czytelnika; przeciwnie, upośledził ją do tego stopnia, że o wiele trudniej dokonać odbioru tradycyjnego medium, jakim jest książka.

    Nieprawdą, a bardziej półprawdą jest stwierdzenie, że środki masowego przekazu wyparły kulturę czytelnictwa, bo są bardziej atrakcyjne... Ich rozwój dokonał bardzo głębokich zmian na najbardziej elementarnych poziomach tego zjawiska, a mianowicie na poziomie czytania i tekstu. Trudno zatem oczekiwać, by czytelnictwo pozostało na tym samym poziomie. Jednocześnie sporym niedopowiedzeniem będzie określenie mass mediów jako zjawiska wywierającego jedynie negatywny wpływ na rozwój czytelnictwa. Nie wolno zapominać o ich – niejednokrotnie – kluczowym udziale w dziedzinach takich jak: promocja książki, rankingi tytułów, krytyka literacka, wydarzenia i spotkania autorskie, dystrybucja literatury... I o tym właśnie kilka kolejnych słów.

    Przed dobą Internetu na spotkanie z ulubionym autorem można było trafić mniej lub bardziej przypadkowo. Ujrzany w przelocie plakat informacyjny, wiadomość od koleżanki, a może zaprzyjaźnionej bibliotekarki. Dziś za pomocą mediów społecznościowych nie tylko mamy większą szansę dowiedzieć się o wydarzeniu, ale także jesteśmy w stanie się do niego odpowiednio przygotować. Co więcej, ongi spotkanie kończące się wraz z odjazdem pisarza, dziś niejednokrotnie trwa w mediach, gdyż daje czytelnikom szansę recenzji, komentarza, wymiany opinii nawet z samym autorem, upublicznienia własnych przeżyć i refleksji. Nowe media niewątpliwie zbliżyły pisarza i czytelnika, których dotychczas jedynym łącznikiem była twórczość tego pierwszego.

    W obecnych czasach o wiele łatwiej dokonać selekcji nowych publikacji. Służą temu publikowane rankingi książek, opinie użytkowników, a także wyrastające jak grzyby po deszczu blogi krytyki literackiej. Jedną z najpopularniejszych stron o takim charakterze jest portal „Lubimy czytać”. Daje on możliwość dołączenia do największej społeczności czytelników w Polsce, tworzenia własnej biblioteczki, dostępu do artykułów, wywiadów, felietonów... Ponadto, można tam znaleźć rankingi książek, porady pisarskie czy konkursy literackie. Jeśli chodzi natomiast o blogi, jednym z moich ulubionych jest „God save the book” autorstwa Moniki Długiej. Istnieje on od 30 grudnia 2009 roku (do 24.08.2010 pod adresem: www.thebook.blox.pl) i znalazł się wśród 15 najlepszych blogów książkowych w Polsce według rankingu miesięcznika „Press” (9/2015), a sama autorka została laureatką konkursu na najlepszą recenzję książki nominowanej do Literackiej Nagrody Nike 2013 (Agora). Tego typu „miejsca” w sieci zdecydowanie wpływają w sposób pozytywny na rozwój czytelnictwa, ponieważ podsuwają czytelnikom wartościową i niebagatelną lekturę.

    Nowe media ułatwiły również promocję i dystrybucję książki. Nie tak dawno temu moją uwagę przyciągnęła filmowa reklama powieści Tosci Lee pt. Judasz. Nie ukrywam, że dałam się jej uwieść, czego w żaden sposób nie żałowałam po lekturze książki. Chodzi jednak o to, że dzięki mass mediom publikacje nie są promowane jedynie w periodykach czy w witrynach sklepowych, ale wykorzystują inne kanały komunikacji z czytelnikiem jak np. Internet. Co ważne, niejednokrotnie tego typu promocja niesie ze sobą możliwość natychmiastowego zamówienia książki z dostawą do domu. Nie trzeba zatem specjalnie wybierać się do księgarni, by dokonać zakupu. Zaoszczędzony zostaje czas, którego tak powszechnie dzisiaj brakuje.

    Na ostatek warto wspomnieć o medium, jakim jest telewizja. Pominę tu omówione powyżej kwestie promocji czy recenzji książek, na które nie tak trudno natrafić w bogatej  ofercie kanałów. Zastanawia mnie jednak to, jak film – adaptację bądź ekranizację powieści – wpływa na percepcję pierwowzoru. Z jednej strony stanowi niedoskonały (choć nie zawsze!) substytut książki; prezentuje jedynie to, co według reżysera jest najatrakcyjniejsze i najważniejsze dla przebiegu akcji; siłą rzeczy zatraca niezwykłą czasem warstwę artystyczną tekstu... Z drugiej zaś zachęca do czynienia porównań między treściami, wyobrażeniami; nadaje książce formę obrazu, co otwiera możliwość operowania symbolem i innymi niedostępnymi dla tekstu pisanego środkami artystycznymi (światłocień, montaż, muzyka in.). Osoba będąca aktywnym czytelnikiem niewątpliwie wykorzysta fakt pojawienia się adaptacji/ekranizacji do przeczytania kolejnej pozycji.

    Mass media nie wyparły czytelnictwa. One je dogłębnie zmieniły, czego konsekwencją jest zanik powszechnego czytania książek. Rozwój technologiczny przerósł możliwości percepcji przeciętnego człowieka, który odtąd mierzy się nie z jednym, ale z wieloma mediami (zjawisko konwergencji), nie z jednym, ale z wieloma problemami i nie z jedną, ale z całą wielością informacji. Tekst został zastąpiony hipertekstem – nieskończoną pętlą pomiędzy poszczególnymi tekstami, a czytelnik nabył praw do interakcji z tekstem.

    Powyższe zmiany nie muszą stanowić zagrożenia, choć z pewnością można je traktować jako swego rodzaju wyzwanie. Mam wrażenie, że najprostsze krzewienie kultury książki wśród dzieci, podkreślanie wartości czytania, a przede wszystkim dawanie przykładu aktywnego odbioru tekstów, zapobiegnie w przyszłości skrajnemu oddaniu się mass mediom. Pozwoli na wychowanie czytelnika świadomego, krytycznego i radzącego sobie w nowej rzeczywistości technologicznej.

    Należy również pamiętać o tym, że rozwój środków masowego przekazu dał książce szansę zaistnienia w świecie, nie tylko na półce biblioteki czy na księgarskiej witrynie. Zjawiska promocji, dystrybucji, a nawet krytyki są obecnie bardzo rozbudowane i ułatwiają czytelnikom dokonania wyboru lektury, wyrażenia opinii na jej temat, tworzenia bardziej lub mniej subiektywnych rankingów. Co więcej, czytelnictwo dzięki mediom przekroczyło ograniczony dotąd kontakt pisarz – odbiorca. Częste i o wiele lepiej rozreklamowane spotkania autorskie i ich echa na portalach społecznościowych pozwalają czytelnikom na jeszcze bardziej aktywny udział w kulturze czytelnictwa.

    Zazwyczaj tego typu artykuły aż proszą się o rekomendacje, wskazówki, rady, co robić dalej. Nie ulegnę tej pokusie. Niemniej, po powyższych rozważaniach cisną się na usta słowa Cypriana Kamila Norwida: „ktoś powie, że czytać każdy umie, zaprawdę mało kto czytać potrafi”.


Wykaz cytowanych pozycji:


  1. Bartmiński J., Niebrzegowska-Bartmińska S., Tekstologia, UMCS, Warszawa 2009.

  2. Podręczny słownik bibliotekarza, oprac. G. Czapnik, Z. Gruszka, Wydaw. Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich, Warszawa 2011.

  3. Rudera P., Czytelnictwo w kulturze nowych mediów – napływ informacji a percepcja ludzka, „FOLIA BIBLIOLOGICA” (2015), VOL. LVII.


Strony internetowe:

  1. Podstawowe wyniki badań czytelnictwa za rok 2015 (online) http://www.bn.org.pl/download/document/1457976203.pdf [dostęp: 7.12.2016].

  2. Reklama powieści T. Lee Judasz (online) https://www.youtube.com/watch?v=2VtlxQuJ4Rw [dostęp: 9.12.2016]

  3. Tragedia z czytaniem. Śląscy bibliotekarze są przerażeni. (online) http://katowice.wyborcza.pl/katowice/1,154843,20768140,tragedia-z-czytaniem-slascy-bibliotekarze-sa-przerazeni.html?disableRedirects=true [dostęp: 7.12.2016]

30 września 2019

Odsiecz nr 97 - Teoria literatury - rozmyślania.

Wiem, wiem, miało być o przełomie antypozytywistycznym, ale się tak rozpędziłam, że wyszły mi różne rozmyślania i chyba chcę się nimi z Wami podzielić.

Paradoksem teorii literatury jest to, a może bardziej było, bo różne tendencje ulegają zmianom, że starała się wtłoczyć nauki humanistyczne w koleiny nauk przyrodniczych, bowiem stwarzała dla nich konkretne metodologie (z greckiego methodos - droga postępowania). Jak pisałam, obecnie odchodzi się od nich na rzecz języka teorii, ale nadal - mam takie wrażenie nader często -  próbujemy schwytać wiatr w sidła.

Metoda bezsprzecznie daje poczucie bezpieczeństwa. Wiem, bo sama lubię wiedzieć, co krok po kroku zrobić, a metoda posiada jasne zasady, bardzo ścisłe, które nie dają miejsca subiektywnym wrażeniom. I wydawałoby się, że to całkiem w porządku. Opiszemy jakieś dzieło według osi (x) i osi (y) i matematycznie dowiedziemy jego wartości. Aż przypomina mi się film Stowarzyszenie Umarłych Poetów, w którym obśmiano matematyczne dowody na temat literatury. Humanistyka wykracza bowiem poza zasady, reguły, wytyczne. Opiera się ona na osobistym nie tyle doświadczeniu, co przeżyciu sztuki, piękna czy metafizyki. Dlatego podczas badania treści humanistycznych potrzeba nam interdyscyplinarności, bo dopiero wówczas jesteśmy w stanie je przeżyć. Katedra Notre Dame zachwyca(ła) nie przez swoją historię, ornamentykę, symboliczność, bycie miejscem kultu czy zbudowanie na podstawie zasad fizyki... ona zachwyca ze względu na każdy ten element, bo właśnie to stanowi o jej całości. Interdyscyplinarność. To ona pozwala patrzeć na świat holistyczne, tj. całościowo.

I tutaj - ku rozpaczy wielu z Was - kilka spostrzeżeń. Dla humanistów twierdzących, że są humanistami, bo nie lubią matematyki. Bzdura. Nie lubisz matematyki, bo nie rozumiesz matematyki, a nie dlatego, że jesteś humanistą. Jeśli jesteś humanistą, to Ty tę matmę będziesz próbować pojąć, bo inaczej Twoja humanistyczność nie da Ci żyć. Dla ścisłowców twierdzących, że są ścisłowcami, więc nie muszą lubić czytać. Bzdura. Nie lubisz czytać, bo nie umiesz czytać. I to żadna wymówka. Z tego miejsca pragnę serdecznie pozdrowić najjaśniejszy instadiament - Różę - lekarza dla dzieci - która nie dość, że jest nieustannie głodnym wiedzy pediatrą, to ogarnia humanistykę. I śmiem twierdzić, że jej diamentowość właśnie na tym polega: oparła się sztucznie narzuconym podziałom na świat ścisły i humanistyczny. Jej humanistyczność to zarówno biologia, jak i literatura. Chcesz być dobrym lekarzem - czytaj. Chcesz być dobrym informatykiem - czytaj. Chcesz być dobrym fryzjerem - czytaj. Chcesz pisać dobrą poezję i literaturę - ucz się każdej dziedziny życia.

Wracając do tematu tego posta. Metodologie, a właściwie teoria literatury nieustannie napotykają na jeden istotny problem: jak uczynić coś jednostkowego (subiektywnego, relatywnego) czymś powszechnym (obowiązującym)? Innymi słowy, jak można zobowiązać kogoś do przeczytania, a co najważniejsze przeżycia Dziadów czy Lalki? Mogę to zrobić jedynie poprzez interpretację, a więc upowszechnienie jednostkowego tekstu. Warto przy tym pamiętać, że nie będziemy mieli wówczas do czynienia z jedną jedyną prawdą objawioną, a jedynie niemożliwym do matematycznego udowodnienia sądem, którego można (a nawet trzeba) podać w wątpliwość i przedyskutować. Mówiąc prościej: jest Lalka Bolesława Prusa,Wy jako uczniowie Lalkę czytacie i przeżywacie (podoba mi się ta gra słów), ja jako belfer upowszechniam ją, podając Wam kierunki interpretacji, ale nie są one jedyne słuszne. I w takim dialogu teoretyczno-literackim winno się nauczać literatury.

23 września 2019

Odsiecz nr 96 - Trochę teorii.

Obiecałam Wam wpisy o teorii literatury, to łapcie. Nie ukrywam, że jest to temat bardziej dla poziomu rozszerzonego, ale czytajcie wszyscy, bo nigdy nic nie wiadomo. Tak czy inaczej, zapraszam Was na nowy cykl o różnych metodologiach (trudne słowo : sposobach) badania literatury.

Teoria literatury to taki dział nauki o literaturze, który próbuje uchwycić pewne prawa, normy i zasady rządzące literaturą. Ale jak to zwykle bywa, jest to zadanie o tyle trudne, co właściwie niewykonalne. Literatura żyje. Skoro żyje i nieustannie się zmienia, to trudno coś ostatecznie stwierdzić, tak więc badacze pozostają w sferze teorii i domysłów. I zasadniczo mogłabym tu skończyć temat, bo po co zajmować się czymś, czego nie da się zrobić?

Wszyscy jednak wiemy, że człowiek w swej naturze posiada niewytłumaczalną chęć rozkminiania czegoś. I tak powstała teoria literatury. I tak jedni tworzą dzieła, by inni mogli je rozkminiać.
Istnieją dwie postawy teoretyczne wykorzystywane do badań literatury. Pierwsza interpretacyjno-hermeneutyczna ma na celu pogłębienie rozumienia literatury i nieustannie stara się otwierać jej odczytywanie na nowe konteksty, znaczenia, nawiązania. Druga zaś - analityczno-naukowa - nastawiona jest na stworzenie mocnych fundamentów nauki o literaturze oraz na porządkowanie różnych zjawisk i pojęć.

I imaginujcie sobie, że wszyscy przez wiele wieków żyli normalnie, tworzyli literaturę, wzajem się krytykowali. Tu jeden napisał figlarną rymowankę dla Kłosowskiej, tam inny pocisnął kolegę, że słabo pisze, a tamten mu się odgryzł... Potem pozytywizm próbował sobie zrobić z literatury służebnicę dla celów naukowo-dydaktycznych. Co więcej, pozytywiści uważali, że metody nauk humanistycznych powinny polegać na tym samym, co metody nauk przyrodniczych. Mickiewiczowskie "miej serce i patrzaj w serce" w tym kontekście brzmi strasznie. W każdym razie doszukiwano się przyczyn zjawisk humanistycznych (ekonomicznych, społecznych, politycznych itd.). Niewyobrażalnym było, by ktoś po prostu usiadł i postanowił wyrazić swoje Ja, swój ból istnienia spowodowany choćby nadepnięciem na klocek Lego. Hipolit Taine, jeden z naczelnych filozofów epoki, uznał, że literatura jest wynikiem trzech czynników : czasu, środowiska i rasy, a badanie dzieła literackiego sprowadzał jeno do badania jego genezy.

Do pewnego przełomu dochodzi bliżej końca XIX wieku, gdy neoromantycy zauważyli, że metodami nauk przyrodniczych nie da się badać literatury. Zaczęli więc badać ją metodami przyjętymi dla nauk historycznych.

I wtedy na początku XX wieku wchodzi on, cały na biało, przełom antypozytywistyczny. Ale o tym w następnym wpisie.

16 września 2019

Odsiecz nr 95 - Dziady cz. III. Trudne dziedzictwo nasze.

Konia z rzędem temu, kto na spokojnie czai Dziady. Konia z rzędem temu, kto w liceum ptzeczytawdlszy ten dramat, stwierdził : "całkiem przyjemna lektura". Konia z rzędem temu, kto nie pomyślał po lekturze: "what the f..?!".

Moi Drodzy, tak to właśnie jest. Dziady cz. III to lektura, której obecnie nie pojmujemy, która zawsze będzie wywoływać grymas rezygnacji i zagubienia, która sprowokuje do całkowitego obśmiania dziewiętnastowiecznego dzieła. Dlaczego?

Zanim odpowiem na to pytanie, pokażę Wam, bo warto to wiedzieć, czym Dziady były dla poprzednich pokoleń.

Wiecie, że Ryszard Przybylski nazwał Konrada "bohaterem Polaków"? Ktoś z Was czuje, że romantyczny buntownik jest Waszym reprezentantem? No ja nie. A jednak jego rys, w którym Mickiewicz zawarł omówienie problematyki narodowej, stanowił inspirację dla późniejszych twórców, np. Wyspiańskiego czy Żeromskiego.

Dziady jako dramat romantyczny uznawano w czasach Mickiewicza za nienadający się na scenę. W rzeczywistości pierwsza połowa XIX wieku nie dysponowała taką techniką teatralną i taką formą wyrazu, by wystawienie dzieła było możliwe. Przeszło pół wieku później w 1901 roku Wyspiański pokazał Dziady na scenie w Krakowie. Do innych znanych inscenizacji należą te Fryderyka Schillera z lat 30., a także Kazimierza Dejmka z 1967 roku. Wówczas to władze komunistyczne zakazały kolejnych spektakli ze względu na "niebezpieczne i antyradzieckie treści". Zdjęcie ze sceny przedstawienia wywołały demonstracje i protesty  głównie studentów w marcu 1968 roku.

Wyobrażacie sobie dziś stanąć w obronie Dziadów? Ciągle retoryzuję, wiem. Ale to dlatego, byście się zastanowili przez chwilę nad Waszą relacją z tym utworem. Nie rozumiecie go, jest Wam obcy. Jeśli zaglądacie na tę stronę jako główni zainteresowani, jesteście z roczników 2000 i późniejszych. Rodziliście się w wolnej Polsce, w której dostęp do dóbr intelektualnych był powszechny. Nie chcę wyjść na staruchę, ale pamiętam doskonale czas, gdy komputer służył do pracy, a rozrywki dostarczały gry takie jak saper i pasjans. Komputer był rzecz jasna offline.

Co to ma do rzeczy? A no to, że Dziady to utwór potrzebujący niewoli, bo sam jest... marzeniem o wolności. Ma wzniecac nadzieję, motywować do działania, pokrzepiać. To utwór o ofierze składanej na ołtarzu wolności. Na cóż ta ofiara nam, skoro jesteśmy wolni? Dziady nie pasują swą wymową do naszych czasów. Dlatego ich nie rozumiemy. No dobra, ja rozumiem, ale... zrozumienie zajęło mi kilka lat studiów. 

Wy, Drodzy Millennialsi, musicie zaufać nam/mnie, że Dziady są o wolności, o ofierze i o historii, że one naprawdę są ważne. Naprawdę są. Dla Was również - jako przestroga.

9 września 2019

Odsiecz nr 94 - Na imię mam Milijon. Konrad i jego improwizacja.

Nie ma chyba bardziej przekonanego o własnej niezwykłości bohatera literackiego niż Konrad. Ten, co niegdyś był Gustawem (cz. IV), a wcześniej jeszcze Widmem (cz. II), rodzi się 1 listopada 1823 roku. "Rodzi się", rzecz jasna, metaforycznie. Po starciu duchów nocnych o duszę więźnia rzeczony wstaje i pisze po jednej stronie "Gustaw zmarł", po drugiej zaś "Tu narodził się Konrad". Nie jest to bez znaczenia. Myślę, że wszyscy przyzwyczailiście się już, że w literaturze nic nie jest bez znaczenia, wszystko trzeba odczytać. Dziady cz. IV, o których pewnie kiedyś napiszę, to tekst zakorzeniony w romantyzmie wczesnym, można by rzec, ogólnym. Spotykamy w nich motyw romantycznej miłości, nieszczęśliwych kochanków rozdzielonych przez konwenanse społeczne, sporu z racjonalizmem itd. Także główny bohater wpisuje się w tę narrację, jest nieszczęśliwym kochankiem popełniającym samobójstwo z miłości. Jego metaforyczna śmierć w prologu Dziadów cz. III to odrzucenie przez Mickiewicza romantycznej miłości do kobiety, a przyjęcie romantycznej miłości do ojczyzny. Tak czy siak, obie miłości prowadziły ku nieszczęściu.

Wracając, Konrad to ucieleśnienie indywidualizmu romantycznego. Jest na wskroś świadomy swojego talentu ("Ja mistrz! Ja mistrz wyciągam dłonie!"), siły swojego ducha, swojej niezwykłości. Kiedy przejrzymy wypowiadane przez niego kwestie, zauważymy, jak często one trącają nie tylko dumą, ale nawet pychą. W owym przekonaniu o swoje potędze brnie tak daleko, że stawia się na równi z Bogiem Stworzycielem ("Pieśń to wielka, pieśń-tworzenie![...] Ja czuję nieśmiertelność, nieśmiertelność tworzę, cóż Ty większego mogłeś zrobić - Boże?"). Konrad uważa bowiem, że w swoim mniemaniu poeta dysponuje darem stwarzania.

Tu warto się na chwilę zatrzymać, żeby uświadomić sobie zmieniający się z epoki na epokę obraz poety kreowany w literaturze. Pomogą w tym teksty autoteliczne, a więc te, które poruszają temat poezji. W starożytności takim tekstem ikonicznym jest niewątpliwie Exegi monumentum Horacego, który świadom był wielkości swojej poezji. Wiedział, że twórczość będzie pomnikiem trwalszym od spiżowego, że będzie to pomnik nieśmiertelny. I do tego przekonania nawiązuje Konrad.

Znak równości między sobą a Bogiem Konradowi nie wystarcza, on bardzo jasno zaznacza, że nie gra ze Stwórcą w jednej lidze. Odbiera mu jeden z przymiotów - miłość, pozostawia jedynie mądrość. Uważa bowiem, że on jako człowiek dysponuje sercem - czuciem, wrażliwością, współodczuwaniem - nie tylko wobec pojedynczego człowieka, ale wobec całego narodu. A więc jest bardziej niż Bóg. Spostrzegawczy zorientują się, że już hen, hen w przeszłości był taki, który w obronie ludzi zbuntował się przeciw bogom, a zwał się Prometeusz. Stąd mówimy o postawie prometejskiej Konrada, a on jako romantyczny Prometeusz stawia Bogu konkretne żądania:

  • chce władzy nad światem, bo przecież on go urządzi lepiej niż Bóg
  • chce władzy nad historią i nad ludzkimi duszami
  • a po za tym obciąża Boga za zło, ukazuje Jego brak miłosierdzia i bezczynność wobec stworzenia

Bunt rodzi w Konradzie cierpienie jego narodu, wspominana w poprzednich wpisach ofiara niewinna. I tu nie chodzi o zwykłe współodczuwanie, empatię. To głębokie utożsamianie się ze swoją ojczyzną. "Polska to ja" - mógłby rzec Konrad. Podobnie jak poprzez wcielenie Chrystus przejął brzemię grzechu całej ludzkości, tak Konrad wciela w siebie losy narodu polskiego. To podobieństwo wskazuje, że ma on odegrać zbawczą rolę wobec losów własnego narodu. Różnica polega jednak na tym, że o ile Chrystus dał się zabić na krzyżu z miłości, o tyle Konrad pragnie przejąć władzę nad ludźmi - "rząd dusz". Bezsprzecznie Konrad ukochal swój kraj, ale w sposób niemal, a może całkowicie apodyktyczny.

Do takiego stanu rzeczy popycha go samoświadomość, przekonanie o własnej wielkości i wyjątkowości, jednym słowem pycha. I warto o tym pamiętać, bo Mickiewicz w swoich utworach rozważa nad tą cechą bohatera romantycznego. Spójrzcie choćby na Jacka Soplicę i to, jak w jego wypadku wygląda zagadnienie pychy i pokory. Mickiewicz rezygnuje z pychy, wskazując ja jako siłę niszczacą, a nie wyróżniającą bohatera, w szerszym kontekście cały naród. Jako drogę naprawy wskazuje pokorę. 

Kontrą dla, mimo wszystko potępionego Konrada, staje się jedynie skromny Ksiądz Piotr. Nie jest on jednak oponentem bohatera, a bardziej tym, który ma uratować skażonego pychą poetę od upadku moralnego. Zdaje się bowiem, że Ksiądz Piotr podejrzewa, że jego widzenie może odnosić się do Konrada. 

Długi, oj długi wyszedł ten wpis, ale chyba było warto przyjrzeć się tej postaci. Do przeczytania! 



3 września 2019

Odsiecz nr 93 - Polska Chrystusem narodów! Mesjanizm w Dziadach cz. III.

Kto ma już za sobą Dziady, wie, że jedną z najbardziej wałkowanych kwestii przy ich omawianiu jest mesjanizm. Sama zresztą idea jest bardzo charakterystyczna dla całej epoki romantyzmu, zwłaszcza w kontekście polskim. Ale od początku.

Mesjanizm nie polega na niczym innym jak na doszukiwaniu się podobieństw między męką i ofiarą Chrystusa wraz z ich zbawczym działaniem a męką i ofiarą polskich męczenników. Innymi słowy, cierpieniu Polaków nadawano moc odkupienia własnego narodu, a w szerszej perspektywie całego świata. Stąd pojawiające się w Wizji ks. Piotra hasło : "Polska Chrystusem narodów!".

Co chce osiągnąć Wieszcz poprzez taki zabieg? Otóż, Mickiewicz nadaje sens całej rozbiorowej historii, tym dziesiątkom lat braku własnej ojczyzny, klęsce powstania listopadowego. Co więcej, on wynosi te lokalne bolączki na poziom uniwersalny i jednocześnie potwierdza prawdziwość prowidencjalizmu, a więc wiary w zamysł bożej opatrzności.

Szybko o prowidencjalizmie: według tego poglądu Bóg dopuszczał istnienie zła i cierpienia na świecie jako narzędzi przybliżania lub przywracania na świecie porządku wedle bożego pomysłu. Im więcej zła, tym lepsze oczyszczanie i hartowanie rzeczywistości.

Potwierdzenie prowidencjalizmu w dziele Mickiewicza stanowiło jednocześnie przeciwstawienie się zarzutom oświeceniowców, które ci wysuwali wobec Boga. Oskarżali go bowiem o istnienie zła i brak logiki: skoro On sam mianuje się nieskończonym dobrem, skąd w Jego stworzeniu tyle zła i cierpienia? Według Mickiewicza Polska i jej niewinne cierpienie stają się właśnie narzędziem do walki ze złem, które w Dziadach utożsamione jest z caryzmem.

Musicie jednak pamiętać, że "to myślenie (Polska jako narzędzie w rękach Boga - przyp. aut.) ma jakąkolwiek sensowność racjonalną wyłącznie wówczas, gdy przyjmuje się boskie władanie historią, możliwość interwencji Boga w dzieje świata, wreszcie arenę ziemską traktuje się jako teren permanentnej walki Boga z Szatanem, Dobra i Zła. A takie właśnie pojmowanie więzi między Bogiem a światem ludzkim istnieje w Dziadach części III". (Alina Witkowska)

Ostatnią kwestią, o której warto pamiętać przy mesjanizmie jest tajemniczy wyzwoliciel o imieniu "czterdzieści i cztery". Nie będę udawać, że wiem, o co chodzi, bo nie wiem. Napiszę za chwilę kilka teorii, które powstały na ten temat. Zanim jednak to uczynię, zwrócę uwagę, że to imię pojawia się w widzeniu ks. Piotra, które wyraźnie zaznacza analogię między ofiarą Chrystusa a ofiarą polskich męczenników. Znajdziemy w nim dopasowany do polskiej historii rozbiorowej opis Męki Pańskiej, w którym w miejscu Chrystusa znajdujemy Polskę. Widzenie to jest równie optymistyczne (wszak Chrystus zmartwychwstaje), co nieprecyzyjne. Co zresztą często bywało choćby w pismach kabalistycznych czy w samej Apokalipsie św. Jana. 

Wracając, imię wskrzesiciela niewątpliwie nawiązuje do znaczenia cyfry 4, znaczącej pewną pełnię świata: cztery żywioły, cztery pory roku, cztery strony świata oraz do liczby 40 wskazującej na pewien etap dojrzewania. Mojżesz uchodzi z Egiptu, mając lat 40, i wraca po naród, mając lat 80; 40 lat idzie z Izraelem do ziemi obiecanej; Chrystus przed rozpoczęciem działalności pościł przez 40 dni na pustyni, a po zmartwychwstaniu 40 dni przebywał jeszcze na Ziemi. Jarosław Marek Rymkiewicz wskazuje, że na przestrzeni wieków wielu starało się znaleźć znaczenie tej tajemniczej liczby. Upatrywano w niej liczby lat niewoli, liczbę uczniów mistrza, którzy mieliby dokonać wyswobodzenia, a nawet paryski adres rue de l'Ouest 44, liczbę tę łączono z samym Mickiewiczem, który na pytania o nią odpowiadał, że nie wie lub nie pamięta, o co chodziło... Ostatecznie stwierdzał, że kiedy pisał, wiedział, ale teraz już nie wie. Ot, zagadka.

26 lutego 2018

Odsiecz nr 92 - Nasz naród jak lawa. Losy narodu polskiego w Dziadach cz. III.

Cicho wszędzie, głucho wszędzie - post o Dziadach znowu będzie!

I jako słowo się rzekło, lecimy dalej z tematem Dziadów cz. III. Omówimy dzisiaj kwestię historii narodu polskiego w tym utworze. Jak wiecie, zajmuje ona miejsce szczególne - wynika to z elementu romantyzmu, jakim jest historiozofia, a więc romantyczna filozofia dziejów (Odsiecz nr 47). Zwróćcie uwagę, że Mickiewicz w swoim dziele rozróżnia historię na jawną, oficjalną i utajoną, podziemną.

Pierwszą z nich stanowią konformiści oficjalnie funkcjonujący w rzeczywistości. I choć - w zestawieniu z bohaterami historii utajonej - są wartościowani raczej negatywnie, to poeta dokonuje jeszcze głębszego podziału; owo jawne towarzystwo dzieli bowiem na "lewe" - stolikowe, mówiące po francusku, traktujące o sprawach błahych - i "prawe" -  stojące przy drzwiach, mówiące po polsku i "wrażliwe moralnie i uczciwe politycznie" (A. Witkowska). 



PRZY DRZWIACH

ZENON NIEMOJEWSKI
do Adolfa
To i u was na Litwie toż samo się dzieje?

ADOLF
Ach, u nas gorzej jeszcze, u nas krew się leje!

NIEMOJEWSKI
Krew?

ADOLF
Nie na polu bitwy, lecz pod ręką kata,
Nie od miecza, lecz tylko od pałki i bata.
PRZY STOLIKU

HRABIA
To bal był taki świetny, i wojskowych wiele?

FRANCUZ
Ja słyszałem, że było pusto jak w kościele.

DAMA
Owszem, pełno —

HRABIA
I świetny?

[...]

DAMA II
Odtąd jak Nowosilcow wyjechał z Warszawy,
Nikt nie umie gustownie urządzić zabawy:
Nie widziałam pięknego balu ani razu.
On umiał ugrupować bal na kształt obrazu;
Słychać między mężczyznami śmiech

DAMA I
Śmiejcie się, Państwo, mówcie, co się wam podoba,
A była to potrzebna w Warszawie osoba.

Alina Witkowska zauważa, że prawa strona - przy drzwiach - jeszcze bardziej pogłębia plugawość strony lewej. Stąd też cytat Wysockiego - najważniejszy cytat w Dziadach III:
Nasz naród jak lawa,
Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa,
Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi;
Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi.
Głębię stanowią bohaterowie historii niejawnej, ukrytej, w której to zawiązują się spiski, która walczy, w której rodzą się bohaterowie-męczennicy. Znów przypominam, że Mickiewicz to właśnie im dedykuje cały utwór i - co więcej - tworzy z niego świadectwo ich heroizmu. Ba! Więcej nawet: Mickiewicz za pomocą Dziadów właśnie pokazuje, że każdy może być świadkiem wielkiej historii, każdy jest jej strażnikiem. 


http://www.pigasus-gallery.de/Posters/Polnar/Posters/dziady2.jpg

Martyrologia

Zwróćcie teraz uwagę na kwestię martyrologii, tj. męczeństwa narodu polskiego. Adaś pokazuje dwie ważne rzeczy:
  • rozbestwienie Senatora i jego chęć wykorzenienia wszystkiego, co polskie (wyroki zapadające w zależności od jego humoru czy korzyści w postaci awansu)
  • "udziecinnianie ofiar aparatu policyjnego" (A. Witkowska)
Męczennikami sprawy polskiej, a ofiarami procesu przeciwko polskości - jak twierdzi Witkowska, a ja się z nią zgadzam ;-) - mają być dzieci, młodzież, bowiem ich ofiara nosi znamię ofiary niewinnej, niezasłużonej. Co więcej - nawet ci, którzy z racji wieku nie zaliczaliby się do młodzieży, także posiadają status ofiary niewinnej. 
Uważałem na więźnia postawę i ruchy: —
On postrzegł, że lud płacze patrząc na łańcuchy,
Wstrząsł nogą łańcuch, na znak, że mu niezbyt ciężył. —
A wtem zacięto konia, — kibitka runęła —
On zdjął z głowy kapelusz, wstał i głos natężył,
I trzykroć krzyknął: «Jeszcze Polska nie zginęła». —
Wpadli w tłum; — ale długo ta ręka ku niebu,
Kapelusz czarny jako chorągiew pogrzebu,
Głowa, z której włos przemoc odarła bezwstydna,
Głowa niezawstydzona, dumna, z dala widna,
Co wszystkim swą niewinność i hańbę obwieszcza
I wystaje z czarnego tylu głów natłoku,
Jak z morza łeb delfina, nawałnicy wieszcza,
Ta ręka i ta głowa zostały mi w oku,
I zostaną w mej myśli, — i w drodze żywota
Jak kompas pokażą mi, powiodą, gdzie cnota:
Jeśli zapomnę o nich, Ty, Boże na niebie,
Zapomnij o mnie. —
Mickiewicz niewątpliwie kształtuje w ten sposób rzeczywistość martyrologiczną nie tylko dla "własnego podwórka", ale także dla szerszego odbiorcy. Poeta wysyłał w świat wiadomość o tym, że tu - na naszym skrawku ziemi - prześladuje się ludzi bezprawnie, okrutnie; że łamie się swego rodzaju prawa człowieka.

19 lutego 2018

Odsiecz nr 91 - Ale kto wytrwa aż do końca, ten będzie zbawion. Dziady cz. III - wprowadzenie.

Dawnośmy się nie czytali ;-) 

Kochani! Pozostajemy w kręgu lektur romantyzmu, bo postanowiłam wziąć na tapet kolejne - acz wcześniejsze dzieło naszego wieszcza Adama - Dziady cz. III. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to utwór najprostszy w odbiorze, dlatego wpisów planuję dużo. I jeszcze bonusy w postaci analizy i interpretacji Improwizacji i Ustępu. Ile mi to zajmie? Nie wiem, zabijcie mnie, nie wiem.


Ale do rzeczy i od początku. Dziady powstają w Dreźnie w 1832, stąd ich nazwa Dziady drezdeńskie. Mickiewicz przebywa już zatem na popowstaniowej emigracji i rozpoczyna swoją literacką autoterapię (jej efektem będzie przecież także Pan Tadeusz). W Dziadach III próbuje on zinterpretować klęskę powstania listopadowego w duchu historiozofii romantycznej (kto nie pamięta, o co cho, idzie do Odsieczy nr 47) i nadać tej klęsce historyczny sens. Swój utwór wydaje w Paryżu, gdzie zostaje okrzyknięty "tworem prawdziwym geniuszu" (J. U. Niemcewicz). George Sand - ta sama, która bałamuciła Fryderyka Chopina - ocenia Dziady III wyżej niż utwory Goethego czy Byrona. Skąd zatem zła sława tego dramatu wśród nas z XXI wieku?


Szkopuł tkwi w gatunku. Dziady III są bowiem przykładem dramatu romantycznego, dramatu, którego założenia były stanowczo przeciwstawiane regułom poetyki klasycznej. U źródeł gatunku możemy znaleźć elementy dramatu szekspirowskiego (Odsiecz nr 81) oraz dramatu z okresu Sturm und Drang.


Główną cechą dramatu romantycznego jest brak formalnych granic i pełna swoboda twórcza. Jego kompozycja jest luźna, często otwarta, fabuła fragmentaryczna, a styl niejednorodny. Łączono różne rodzaje literackie oraz cechy wielu gatunków. Jeśli chodzi o bohatera takiego utworu, to - jak to bywało często w romantyzmie - bohaterem była jednostka wybitna, indywidualna, obdarzona niezwykłym talentem i wrażliwością; jednostka, której sensem życia było poświęcenie dla sprawy, wyższych celów; jednostka - co już stało się tradycją - odczuwająca samotność, niezrozumienie i rozdarcie.


To, jak Dziady III realizują założenia gatunku, świetnie wyjaśnia Alina Witkowska (Literatura romantyzmu):



Dziady drezdeńskie są arcywzorem polskiego dramatu romantycznego. Ich wzorcowość polega m.in. na połączeniu w jednym utworze problematyki polityczno-historycznej oraz metafizycznej, dotyczącej zarówno Boga, jak więzi świata duchów z losem i działaniami człowieka. To zmieszanie planów i różnych zakresów bytu znajduje odpowiednik w poetyce dramatu, operującego realizmem scenicznym, konkretem sytuacyjnym, dbałością o prawdopodobieństwo i charakterystyczność, także językową, a zarazem udzielającego pełnych praw fantastyce, zjawom, duchom, które "widomie" pojawiają się na scenie. Pozwala to autorowi traktować równocześnie o ziemskich i metafizycznych sprawach człowieka oraz ukazywać ukryte sensy działań historycznych. (s.114-115)

Skoro kwestię gatunku mamy wyjaśnioną, zastanówmy się, o czym Dziady III właściwie są... i - jasne, możemy sięgnąć do opracowań, ale pochylmy się nad tekstem (dostępny całkowicie za darmo TU). 

Na samym początku nasz wspaniały wieszcz (#teammickiewicz) dedykuje Dziady III Janowi Sobolewskiemu, Cyprianowi Daszkiewiczowi i Feliksowi Kołakowskiemu, którzy byli ofiarami carskiego prześladowania. Panowie ci byli związani z Towarzystwem Filomatów i Filaretów Polskich i za tę działalność wielce nam panujący syn walislowy (car) wcielił ich do wojsk rosyjskich bądź wywiózł do Rosji. W każdym razie wszyscy trzej zmarli w okolicach roku 1830 w różnych częściach tego ogromnego kraju. Przede wszystkim jednak byli oni przyjaciółmi naszego Adama, których utracił w walce o sprawę polską.

Kolejnym punktem utworu jest Przedmowa... a tam? Cóż, Mickiewicz zauważa, że opór wobec rosyjskiego uzurpatora trwa już pół wieku i choć pochłonął on znaczne ofiary spośród Polaków (na tyle liczne, by mógł nosić znamię męczeństwa), to duch w narodzie wciąż silny, tak samo wiara w rychłe odzyskanie niepodległości. Ponadto, wskazuje, jakie wydarzenia Dziady III poruszają w swej fabule:

  • prześladowanie narodu polskiego przez cara Aleksandra
  • działalność senatora Nowosilcowa, która była nastawiona na zniszczenie polskości we wszelakich przejawach
  • prześladowanie młodzieży studenckiej z Wilna
  • zsyłki na Sybir
  • niesprawiedliwe procesy i śledztwa
Pamiętajcie zatem, że Dziady - prócz wspomnianej interpretacji historiozoficznej - miały być świadectwem męczeństwa (martyrologii) studentów wileńskich i hołdem dla ich poświęcenia.

Alina Witkowska wskazuje jeszcze na inną linię tematyczną Dziadów, a mianowicie na "myślenie o człowieku i narodzie" oraz "etyczny problem pokory". Innymi słowy, przez kreację Konrada Mickiewicz podejmuje problem relacji jednostki i jej znaczenia - przywództwa - wobec ogółu oraz problem pokory, który mam wrażenie, że otrzyma swe rozwinięcie w Panu Tadeuszu w postaci Jacka Soplicy.



Ostatnim wartym uwagi - dzisiaj - elementem Dziadów jest Prolog. Didaskalia przenoszą czytelnika do klasztoru ks. ks. Bazylianów (oo. to ojców, ss. to sióstr - taka ciekawostka) przekształconego na więzienie. I można by się spodziewać, że już rozpoczyna się akcja właściwa, ale nie. Poeta zatrzymuje nas trzema cytatami z Ewangelii św. Mateusza:

A strzeżcie się ludzi, albowiem was będą wydawać do siedzącej rady i w bożnicach swoich was biczować będą.I do Starostów i do Królów będziecie wodzeni na świadectwo im i poganom.
I będziecie w nienawiści u wszystkich dla imienia mego. Ale kto wytrwa aż do końca, ten będzie zbawion.
Co to zmienia? A no to, że mając motto, musimy odczytywać dany utwór w kierunku wyznaczonym przez jego wymowę. To bardzo ważne - pamiętajcie, że jeżeli na maturze "trafi się" tekst z mottem, nie możecie go pomijać. Co więcej, ono stanowi dla Was pomoc w odczytaniu utworu. Słowa przytoczone przez wieszcza zmuszają czytelnika do interpretacji utworu przez pryzmat chrześcijaństwa, a przede wszystkim pryzmat ofiary w rozumieniu chrześcijańskim. Cena, jaką musi płacić te, kto wyznaje i głosi prawdę to: kary cielesne, ciągłe przesłuchania, znienawidzenie przez społeczeństwo. Jednocześnie z motcie odnajdujemy promień nadziei: obietnicę zbawienia. I, uwaga, nie dopiero Widzenie Księdza Piotra, ale już sam początek utworu, te cytaty wskazują na linię interpretacyjną Dziadów, a mianowicie na mesjanizm, o którym później ;)

W Prologu warto zatrzymać się jeszcze nad kilkoma kwestiami. Scena ukazuje Konrada i krążące nad nim duchy - i dobre, i złe. Pomiędzy wierszami możemy wyczytać "zarys bohatera romantycznego w polskiej wersji kulturowej": jest to człek niewątpliwie ważny - na tyle ważny, że aniołowie i diabły toczą zmagania o jego duszę, natchniony (poeta), wręcz napiętnowany przez poezję; ten wyjątkowy status przynosi mu samotność i niezrozumienie wśród ludzi. I co najważniejsze:

Mam być wolny — tak! nie wiem, skąd przyszła nowina,
Lecz ja znam, co być wolnym z łaski Moskwicina.
Łotry zdejmą mi tylko z rąk i nóg kajdany,
Ale wtłoczą na duszę — ja będę wygnany!
Błąkać się w cudzoziemców, w nieprzyjaciół tłumie,
Ja śpiewak, — i nikt z mojej pieśni nie zrozumie
Nic — oprócz niekształtnego i marnego dźwięku.
Łotry, tej jednej broni z rąk mi nie wydarły,
Ale mi ją zepsuto, przełamano w ręku;
Żywy, zostanę dla mej ojczyzny umarły,
I myśl legnie zamknięta w duszy mojej cieniu,
Jako dyjament w brudnym zawarty kamieniu.
wstaje i pisze węglem z jednej strony:
D. O. M.
GUSTAVUS
OBIIT M. D. CCC. XXIII
CALENDIS NOVEMBRIS
z drugiej strony:
HIC NATUS EST
CONRADUS M. D. CCC. XXIII
CALENDIS NOVEMBRIS

Z Gustawa (Dziady cz. IV) - kochanka kobiety, kochanka-samobójcy, uległego chorobie wieku, uległego destrukcyjnej sile romantycznej i nieszczęśliwej miłości - rodzi się Konrad - kochanek ojczyzny, tyran serc i dusz, dążący do niewoli z miłości. Ale o tym, kim jest Konrad - jeszcze sobie powiemy ;-) 

19 stycznia 2018

Odsiecz nr 90 - Niezwykła postać czasu - czas cykliczny.

Tak sobie pomyślałam... z racji tego, że w weekend przestawialiśmy zegary na czas zimowy, że może przydałby się  tekst opowiadający o CZASIE. Bo czas to zaiste niezwykłe zjawisko kulturowe, które - czy tego chcemy, czy nie - bardzo wpływa na nasze postrzeganie rzeczywistości. Swoją drogą antropologia kultury rozdziela właśnie różne rodzaje czasu, które nas dotykają. Dziś chciałabym zająć się czasem cyklicznym.
W starożytności czas wpisywał się tzw. mit agrarny, a więc mit wiecznego powrotu, który znajdujemy w historii Demeter i Kory. Dla przypomnienia Kora - córka Demeter - porwana przez Hadesa spędza pół roku z matką, pół roku z mężem w podziemiach. Antyczni Grecy w ten sposób tłumaczyli następstwo pór roku. Gdy zbliżał się czas spotkania z córką, Demeter ożywiała w poczuciu szczęścia ziemię, rozkwitały łąki i kwiaty. Moment spotkania stanowi lato - pora absolutnego życia i płodności. Kiedy z kolei zbliżała się chwila rozstania, wszystko z wolna obumierało w jesiennej aurze. I nie trudno domyślić się, że czas nieobecności Kory to zima - czas śmierci, rozpaczy.
Nie trudno zauważyć, że historia Demeter i Kory powtarza się cyklicznie, jak cykliczne są pory roku. Stąd nazwa: mit wiecznego powrotu; cykl ten został bowiem ustanowiony na wieczność i stanowi porządek naturalny. Warto o tym pamiętać, bo w kręgu naszej kultury europejskiej (TO WAŻNE!) czas cykliczny jest tym, który najbardziej odpowiada harmonii przyrody. Dzień - noc - dzień - noc; Wiosna - lato - jesień - zima... Gdybyście zapytali osoby mieszkające na wsi (ale tak serio na wsi: rolników, gospodarzy, a nie uciekinierów za miasto), jak widzą czas, jak go czują, najprawdopodobniej odpowiedziałyby, że widzą go jako... koło/okrąg, bo ich cykl życia się powtarza. Gdzie to znajdziemy? Ot, chociażby Chłopach W. Reymonta. Tam czas płynie właśnie w ten sposób. To także znany motyw Uroborosa - węża połykającego swój własny ogon. 

Ostatecznie, czas cykliczny to nie tylko następujące po sobie pory roku. To także to, co symbolizują poszczególne okresy i co wspólne jest naszej historii kultury. Wszędzie w granicach Starego Kontynentu znajdziemy przesłanki, że zima jest czasem śmierci, umierania, samotności, gnuśności, rozpaczy, starości... wiosna zaś - czasem życia, rozkwitania, miłości, płodności, młodości... Potrzebujecie przykładów?
  • Zacznijmy od najstarszych: Chrystus zmartwychwstaje WIOSNĄ, a w naszej kulturze i tradycji towarzyszą mu wielkanocne symbole życia: trawa, bazie, jajeczka, zajączki, kurczęta, pisklęta. I absolutnie nie chcę tutaj wchodzić w zagadnienia inkulturacji (czyli wchłaniania zwyczajów kulturowych). Chodzi o symbol.
  • Baśnie Andersena: Kaj postrzega świat jako zły i okrutny, a sam staje się niegrzecznym chłopcem po tym, jak do jego oka wpadł okruch zwierciadła Królowej Śniegu. Mityczna kobieta była zimna i zła, obce były jej jakiekolwiek dobre uczucia.
  • Reinterpretacja Królowej Śniegu: Kraina Lodu. Elsa jest swego rodzaju Królową Śniegu, która odrzuca to, co dobre i w wyniku niezapanowania nad swoimi mocami ściąga na swój kraj... ZIMĘ. Po odmrożeniu serca w dolinie nastaje... WIOSNA i wszyscy są szczęśliwi.
  • Fragment wiersza Baczyńskiego, w którym przeplata się motyw śmierci z obrazem zimy i nocy.
Żyjemy na dnie ciała. Na samym dnie grozy.
Rzeźbi nas głód cierpliwy i tną białe mrozy.
U okien przystajemy. Noc za oknem czeka
i śmierć się jeży cicho, gdy czuje człowieka.

  • Wiosna jako czas nadziei, obfitości znajdujemy choćby u Dantego w Boskiej komedii:
Wieśniak, któremu braknie suchej paszy,
Widząc wokoło bielące się błonie,
Wraca do domu, załamuje dłonie,
Jak nieszczęśliwy, co widmem się straszy;
Potem wychodzi i pełen nadziei,
Widząc weselszy świat po śnieżnej wiei,
Pochwyca laskę i na łąk zielenie
Z obór wesołe swoje trzody żenie

  • Tenże sam motyw cykliczności i przemijania, wraz z symboliką poszczególnych pór roku znajdziemy u naszego Jana Kochanowskiego w Pieśni IX:
Patrzaj teraz na lasy,
Jako prze zimne czasy
Wszystkę swą krasę drzewa utraciły,
A śniegi pola wysoko przykryły.

Po chwili wiosna przyjdzie,
Ten śnieg z nienagła zéjdzie
A ziemia, skoro słońce jej zagrzeje,
W rozliczne barwy znowu sie odzieje.

Skoro pory roku mamy za sobą, to do czasu cyklicznego warto byłoby jeszcze dodać naprzemienność dnia i nocy. One też kryją w sobie odpowiednią symbolikę. Noc - co dla nikogo nie będzie zdziwieniem - oznacza najczęściej czas śmierci, strachu, czas panowania złego; także tajemnicy. Tu można sięgnąć chociażby do Księgi Wyjścia i plag egipskich; anioł śmierci przeszedł przez Egipt właśnie nocą. Król Theoden bronił Helmowego Jaru w nocy. Sauron upatrzył sobie ciemności - noc - jako warunki sprzyjające do bitwy. Noc niesie ze sobą grozę, mrok, śmiertelną ciszę. I pisze to osoba, która boi się ciemności ;) W odpowiedzi na to mamy... świt i nastający dzień. O świcie Maria odkryła, że grób Chrystusa jest pusty, o świcie nadjeżdża Gandalf z jeźdźcami Rohanu, o świcie kończy się czas panowania duchów i demonów. Świt przynosi bowiem światło, bezpieczeństwo, jawność. Jedyny moment w historii, w którym noc zostaje „odczarowana” ze swej złej mocy, to ten, kiedy Chrystus zmartwychwstaje. Potwierdzenie tego znajdujemy w orędziu wielkanocnym:
Jest to ta sama noc, w której niegdyś ojców naszych, synów Izraela, wywiodłeś z Egiptu i przeprowadziłeś suchą nogą przez Morze Czerwone.
Jest to zatem ta noc, która światłem ognistego słupa rozproszyła ciemności grzechu, a teraz ta sama noc uwalnia wszystkich wierzących w Chrystusa na całej ziemi od zepsucia pogańskiego życia i od mroku grzechów, do łaski przywraca i gromadzi w społeczności świętych.
Tej właśnie nocy Chrystus skruszywszy więzy śmierci, jako zwycięzca wyszedł z otchłani. Nic by nam przecież nie przyszło z daru życia, gdybyśmy nie zostali odkupieni.
O, zaiste błogosławiona noc, jedyna, która była godna poznać czas i godzinę zmartwychwstania Chrystusa.
O tej to nocy napisano: a noc jako dzień zajaśnieje, oraz: noc będzie mi światłem i radością.
Uświęcająca siła tej nocy oddala zbrodnie, z przewin obmywa, przywraca niewinność upadłym, a radość smutnym, rozprasza nienawiść, usposabia do zgody i ugina potęgi.
[...]
O, zaiste błogosławiona noc, w której się łączy niebo z ziemią, sprawy boskie ze sprawami ludzkimi.

Można rzec, że w pewien sposób, Syn Boży odmienia charakter nocy, szczególnie tej jednej, ale również wielu kolejnych. Daje nadzieję, że noc - mimo swych niebezpieczeństw - jest jedynie etapem przejściowym w drodze do życia. Tę samą prawdę znajdziemy w Psalmie 23:
Chociażbym chodził ciemną doliną,
zła się nie ulęknę,
bo Ty jesteś ze mną.
Twój kij i Twoja laska
są tym, co mnie pociesza.

O czasie cyklicznym, jego powiązaniu z naturą, o tym, jak oddziaływał na ludzkie życie na przestrzeni lat, można byłoby zaprawdę długo pisać. I tak podejrzewam, że sięgnęłam granic Waszej cierpliwości. Niemniej, spodziewajcie się niebawem kolejnego wpisu o jeszcze innym spojrzeniu na... CZAS.

Odsiecz nr 89 - Bogurodzica. Nic więcej.

O jacie, jacie, jacie! Ale dzisiaj piękny temat, piękny wpis - mój ulubiony, ukochany! Sięga do korzeni, do najbardziej elementarnych podwalin mojej duszy filologa, pedagoga, humanisty. Zajmiemy się dzisiaj tekstem, z którego się narodziłam, tekstem, który zdjął bielmo z moich oczu, tekstem, który - przysięgam - wytatuuję sobie na ramieniu. Nie ma bowiem i nie będzie w historii polszczyzny innego tekstu, który przy tak niewielu daje tak wiele. Jak zatem głosi tytuł wpisu, przeczytacie dziś o Bogurodzicy. Celowo nie dodałam znaczącej drugiej części tytułu, bowiem nie chciałam ograniczać zakresu omawiania tego niezwykłego tekstu.
Swoją opowieść o Bogurodzicy zaczynam zazwyczaj od próby opisania, jak mógłby wyglądać jeden z najważniejszych zabytków języka polskiego. Czy jest iluminowany (zawiera złote zdobienia)? Czy namalowano mu floratury na marginesach? A może bordiury? Czy jego początek sygnalizuje piękny inicjał z wpisaną miniaturą? Otóż... nie. Bogurodzica - jak bohaterka tegoż utworu - jest cicha i prosta, skromna. Nie zawiera zdobień, jedynie inicjały wystają ponad linię pozostałych liter.


Bogactwo Bogurodzicy stanowią jej treść i znaczenie, a także... tajemnica. Już w XIX wieku Aleksander Bruckner nazwał ją "zagadką zamkniętą na siedem pieczęci".  Siedem, bo nie znamy czasu i miejsca jej poznania, autora, inspiracji przyświecających piszącemu, celu, dla którego została stworzona, zagadkę stanowią niektóre zwroty i wyrażenia w niej użyte, a także segmentacja tekstu. Obraz zabytku, który dzisiaj znamy, pochodzi z 1408 roku ze zbioru kazań, które skopiował Maciej z Grochowa. Obejmuje on dwie strofy zakończone wezwaniem Kyrie eleison! Wiadomo jednak, dzięki badaniom filologicznym, że Bogurodzica powstała ok. XIII wieku i przez długi czas funkcjonowała jedynie w formie niezapisanej pieśni. Warto też pamiętać, że od XV wieku znane nam strofy zaczęto łączyć z innymi utworami... ale myślę, że szczegółowa wiedza na ten temat nie jest bardzo potrzebna.
Pomocne w oszacowaniu czasu powstania jest występowanie motywu deesis, a wiec zasady modlitwy wstawienniczej. Polega ona po prostu na tym, że zamiast stawać przed Bogiem w pojedynkę, modlący się prosi o wstawiennictwo/pomoc ulubionych świętych. W wypadku Bogurodzicy mamy do czynienia z Bogurodzicą, tj. Maryją, w strofie pierwszej oraz Janem Chrzcicielem w strofie drugiej. Badacze twierdzą, że motyw ten pojawiał się pierwotnie w ikonografii i ukazywał tronującego Zbawiciela w otoczeniu Maryi i Jana Chrzciciela w postawie stojącej lub klęczącej.
Warto też przyjrzeć się kontekstom Bogurodzicy. Średniowieczne kazania wskazują na kontekst bożonarodzeniowy. Potwierdza to też obecność Bogurodzicy - Maryi i Jana Chrzciciela. Obie postaci nadają znaczeniową klamrę pieśni, bowiem Chrystus objawia się w ciele przez swoją Matkę oraz w chwale bożej podczas chrztu w Jordanie. Obydwa wydarzenia zaś obchodzono jako święto Teofanii, tj. Objawienia Pańskiego.
Ostatnią istotną odsłoną Bogurodzicy jest ta uwieczniona przez Jana Długosza. Dziejopisarz nazwał bowiem pieśń pieśnią ojczystą – carmen patrium, a jej wykonanie zapisał w opisach bitwy pod Grunwaldem, pod Nakłem i pod Wiłkomierzem.  W XV wieku pieśń odśpiewywano także w trakcie koronacji, a w 1506 wydrukowano ją jako wstęp do Statutów Jana Łaskiego. Niewątpliwie zatem Bogurodzica pełniła ważną rolę w budowaniu swego rodzaju tożsamości narodowej polskiego rycerstwa i wyrażała jednocześnie jej charakter – silnie religijny, silnie chrześcijański i równie silnie związany z osobą Matki Bożej.

Budowa

Bogurodzica składa się z dwóch strof zakończonych wezwaniem Kyrie eleison! (tj. Panie zmiłuj się!). W pierwszej strofie nadawca (wierni) zwraca się do adresata (Matki Bożej) z prośbą o łaskę, dobre życie na ziemi i osiągniecie życia wiecznego. Tekst jest wzorcowym przykładem średniowiecznego wiersza zdaniowego, charakteryzującego się brakiem przerzutni, rymami wewnętrznymi (Bogurodzica, dziewica!, u Twego syna, gospodzina) oraz różną liczbą sylab w wersie. Obie strofy zbudowane są symetrycznie; pojawiają się w nich paralelizmy i wołacze, które podnoszą wrażenie patosu. Ponadto, odnajdziemy w tekście masę archaizmówleksykalne - gospodzin (Pan), fleksyjne - zyszczynapełńfonetyczne - Krzcicielskładniowe - Bogiem sławiona (wysławiona przez Boga)...
To tyle oficjalnych informacji, a teraz prawdziwe hot newsy:
  • Bogurodzica – formant -u sugeruje wybór celownika, nie dopełniacza, jak często sugerują opracowania. Bogurodzica oznacza zatem tę, która urodziła dla Boga;
  • Bogiem sławiena – godna chwały dzięki Bogu; sławna w Bogu;
  • U Twego syna gospodzina – W domu Twojego syna
  • Matko – formant -ka sugeruje zdrobnienie; w języku staropolskim forma matka jest formą zdrobniałą wyrazu mać. To tak, jakby we współczesnej wersji zamiast słowa matka użyć słowa mama.
  • Zwolena – z woli; Maryja jest wybrana z woli swojego Syna i zarazem swojego władcy; została wybrana przez Syna Bożego na Jego matkę.
  • Zyszczy nam – uzyska dla nas, ale kogo? Słowa te wymagają dopełnienia w bierniku. Można ten fragment odczytać także jako „zyszcz y nam”, czyli „uzyskaj Jego dla nas”. Jego, czyli Syna.
  • Twego dziela Krzciciela Bożycze – twego dziela można odczytywać również jako dla Twego; stąd można rozumieć wers jako „Przez wzgląd na Jana Chrzciciela”. Oczywiście, tylko w wypadku, gdy krzciciel zapiszemy wielką literą, sugerując konkretną osobę. Bożycze z kolei jest formą wołacza wyrazu Bożyc – Syn Boga, spotyka się ją rzadko, np. jako wołacz człowiecze.
  • Napełń – bądź napleń. Badacze się spierają. Za tą mniej popularną wersją przemawia fakt, że przyimek dziela – dla – ze względu w rzeczowniku oznaczało niegdyś długość łanu zboża. A zatem naplenieniezapłodnieniezasianie plonu w myślach ludzkich jest kontekstowo poprawne.
  • „Bogurodzica” jest doskonałym przykładem idei deesis – małej Trójcy Świętej, gdzie Maryja i Chrzciciel jednako pośredniczą w kontakcie z Jezusem Chrystusem. Warto też pamiętać, że jest to obraz typowy dla chrześcijaństwa wschodniego. W chrześcijaństwie zachodnim w miejscu Jana Chrzciciela mamy św. Józefa.
  • Ciąg logiczny: usłysz głosy, napleń myśli, słysz modlitwę – by modlitwa dotarła do uszu Maryi, ta musi wpierw uporządkować, uprawiać myśli wiernych. Dopiero wtedy głosy zamienią się w modlitwę.
Ja to bym mogła pisać, a pisać i nie kończyć w ogóle! Tak kocham ten tekst. Mam nadzieje, że zafascynuje Was on choć w części tak, jak mnie :)

Warto przeczytać...

Odsiecz nr 89 - Bogurodzica. Nic więcej.

O jacie, jacie, jacie! Ale dzisiaj piękny temat, piękny wpis - mój ulubiony, ukochany! Sięga do korzeni, do najbardziej elementarnych podwa...