Wracając, Konrad to ucieleśnienie indywidualizmu romantycznego. Jest na wskroś świadomy swojego talentu ("Ja mistrz! Ja mistrz wyciągam dłonie!"), siły swojego ducha, swojej niezwykłości. Kiedy przejrzymy wypowiadane przez niego kwestie, zauważymy, jak często one trącają nie tylko dumą, ale nawet pychą. W owym przekonaniu o swoje potędze brnie tak daleko, że stawia się na równi z Bogiem Stworzycielem ("Pieśń to wielka, pieśń-tworzenie![...] Ja czuję nieśmiertelność, nieśmiertelność tworzę, cóż Ty większego mogłeś zrobić - Boże?"). Konrad uważa bowiem, że w swoim mniemaniu poeta dysponuje darem stwarzania.
Tu warto się na chwilę zatrzymać, żeby uświadomić sobie zmieniający się z epoki na epokę obraz poety kreowany w literaturze. Pomogą w tym teksty autoteliczne, a więc te, które poruszają temat poezji. W starożytności takim tekstem ikonicznym jest niewątpliwie Exegi monumentum Horacego, który świadom był wielkości swojej poezji. Wiedział, że twórczość będzie pomnikiem trwalszym od spiżowego, że będzie to pomnik nieśmiertelny. I do tego przekonania nawiązuje Konrad.
Znak równości między sobą a Bogiem Konradowi nie wystarcza, on bardzo jasno zaznacza, że nie gra ze Stwórcą w jednej lidze. Odbiera mu jeden z przymiotów - miłość, pozostawia jedynie mądrość. Uważa bowiem, że on jako człowiek dysponuje sercem - czuciem, wrażliwością, współodczuwaniem - nie tylko wobec pojedynczego człowieka, ale wobec całego narodu. A więc jest bardziej niż Bóg. Spostrzegawczy zorientują się, że już hen, hen w przeszłości był taki, który w obronie ludzi zbuntował się przeciw bogom, a zwał się Prometeusz. Stąd mówimy o postawie prometejskiej Konrada, a on jako romantyczny Prometeusz stawia Bogu konkretne żądania:
- chce władzy nad światem, bo przecież on go urządzi lepiej niż Bóg
- chce władzy nad historią i nad ludzkimi duszami
- a po za tym obciąża Boga za zło, ukazuje Jego brak miłosierdzia i bezczynność wobec stworzenia
Bunt rodzi w Konradzie cierpienie jego narodu, wspominana w poprzednich wpisach ofiara niewinna. I tu nie chodzi o zwykłe współodczuwanie, empatię. To głębokie utożsamianie się ze swoją ojczyzną. "Polska to ja" - mógłby rzec Konrad. Podobnie jak poprzez wcielenie Chrystus przejął brzemię grzechu całej ludzkości, tak Konrad wciela w siebie losy narodu polskiego. To podobieństwo wskazuje, że ma on odegrać zbawczą rolę wobec losów własnego narodu. Różnica polega jednak na tym, że o ile Chrystus dał się zabić na krzyżu z miłości, o tyle Konrad pragnie przejąć władzę nad ludźmi - "rząd dusz". Bezsprzecznie Konrad ukochal swój kraj, ale w sposób niemal, a może całkowicie apodyktyczny.
Do takiego stanu rzeczy popycha go samoświadomość, przekonanie o własnej wielkości i wyjątkowości, jednym słowem pycha. I warto o tym pamiętać, bo Mickiewicz w swoich utworach rozważa nad tą cechą bohatera romantycznego. Spójrzcie choćby na Jacka Soplicę i to, jak w jego wypadku wygląda zagadnienie pychy i pokory. Mickiewicz rezygnuje z pychy, wskazując ja jako siłę niszczacą, a nie wyróżniającą bohatera, w szerszym kontekście cały naród. Jako drogę naprawy wskazuje pokorę.
Kontrą dla, mimo wszystko potępionego Konrada, staje się jedynie skromny Ksiądz Piotr. Nie jest on jednak oponentem bohatera, a bardziej tym, który ma uratować skażonego pychą poetę od upadku moralnego. Zdaje się bowiem, że Ksiądz Piotr podejrzewa, że jego widzenie może odnosić się do Konrada.
Długi, oj długi wyszedł ten wpis, ale chyba było warto przyjrzeć się tej postaci. Do przeczytania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz